Cześć Danielu,
dziękuję Ci bardzo za to, że stworzyłeś tą stronę. Do tej pory uważałem że na blogach ludzie piszą głównie o swoich wakacjach i gotowaniu.
Jednak na szczęście ktoś taki jak Ty wpadł na inny pomysł.
Jak wszyscy nie jestem tutaj przypadkowo. Nieco ponad pół roku temu coś we mnie pękło. Od dłuższego czasu przyglądałem się sobie, swoim zachowaniom i temu jak się czuję. W końcu stwierdziłem że przesiadywanie całymi wieczorami na "różnych" stronach nie może być raczej moim hobby (a jeśli tak to byłbym prawdziwym pasjonatą). Dlatego od razu wpisałem odpowiednie frazy w wyszukiwarce, które naprowadziły mnie w sieci na pewien test na "uzależnienie". Kiedy go zrobiłem, wyszło że mam problem i to ten z tych poważniejszych. Na pewien czas zostawiłem ten gorzki temat, jednak któregoś dnia zacząłem znowu szukać i wpadłem na twojego bloga. To było dla mnie jak pierwszy krok uzależnionego astronauty na na nowej planecie NoPorno. Wszystko co tu znalazłem dało mi niezwykłą wiedzę i wskazówki. Wtedy właśnie postanowiłem pozostać na tej nowej planecie, a starą najlepiej rozpieprzyć jakąś sporą asteroidą. Obecnie jestem na piątym miesiącu odwyku. Miałem epizodyczną wtopę po pierwszych dwóch miesiącach. Do chwili obecnej trzymam się.
Jednak to wszystko nie jest i nie było takie różowe. Po krótce opowiem teraz o mojej sytuacji. Jak to wszystko wyglądało i jak wygląda teraz. Moje pierwsze kontakty z erotyką i porno były w podstawówce. Klasyk w postaci gazetek i płyt CD z kiosku. Dodatkowo z kolegami seanse na TV itp. Później w gimnazjum "prasę" i CD zastąpił internet. Zaczęło się od polecanych przez kumpli stron typu X- z galeriami foto i video gówna w różnych kategoriach. Pierwsza reakacja: O ku...! panie ile tego jest i to na wyciągnięcie ręki, wystarczy kliknąć. Piękne, złego początki, a że producenci porno nie próżnują to było na czym oko zawiesić. Dziewczyny w gimnazjum nie miałem więc tym bardziej porno miało swoje uzasadnienie bo wiadomo, że w wieku dojrzewania myśli się tylko o jednym, a do burdeli gimbaza wtedy nie chodziła. Nie wiem jak teraz. W każdym razie w liceum był ciąg dalszy programu. Miałem co prawda kilka "miesięcznych epizodów" z różnymi dziewczynami (seks też), ale nadal to wyszukiwarka była moją najlepszą przyjaciółką. Jeszcze wtedy mi to strasznie nie przeszkadzało, chociaż zazdrościłem kumplom, którzy mieli dziewczyny. Chodziłem też na różne imprezy w poszukiwaniu "przygód". Nie byłem raczej typem outsidera, lubiłem towarzystwo. Niestety za często wybierałem te inne. Na studia poszedłem się z myślą, że tutaj znajdę kobietę na poważnie. I udało mi się. Był i nadal jest to mój pierwszy poważny związek. Jesteśmy razem prawie 3 lata. Bardzo tego pragnąłem i byłem niezwykle szczęśliwy. Jest to wspaniała i wartościowa dziewczyna z wieloma zainteresowaniami. Oczywiście bardzo ładna. Nasz pierwszy wspólny rok był niesamowity. Zapomniałem o tym gównie i w ogóle nie miałem potrzeby po nie sięgać. Jednak z czasem zaczęły się schody. Wspaniały związek swoje, a chory mózg swoje. No i pojawiły się pierwsze krótkie sesje zwłaszcza gdy długo nie widzieliśmy się z dziewczyną ( "normalne" bo chłop przecież musi sobie zwalić żeby się rozładować). A czasem starym nawykiem po prostu wieczorem "na lepszy sen". Nie zdawałem sobie wtedy jeszcze sprawy, że mam jakiś problem więc nie zwracałem na to uwagi. Jednak powoli nasze relacje szły w złym kierunku. Zacząłem mieć wygórowane wymagania co do jej wyglądu. Miałem nagłe zachcianki i chciałem seksu kiedy miałem taką potrzebę. Nie zważając przy tym co czuje moja partnerka. Emocje podczas seksu zanikały, pojawiała się za to fizyczna rządza. To dyrastycznie wpłynęło na nasze współżycie. Zaczęliśmy rzadziej się kochać i mieć z tego coraz mniej przyjemności. Najpierw ona straciła chęci kiedy ja ciągle chciałem, a później na odwrót co tylko pogrążyło wszystko. Wiadomo kiedy coraz rzadziej pojawiał się prawdziwy seks na jego miejsce wracał znowu ten obrzydliwy wirtualny. Koło się zamknęło. W pierwszej połowie tego roku znowu wróciłem do "długich sesji" w sieci. Po kilku miesiącach takiego bagna powiedziałem dość i w czerwcu znalazłem twojego bloga.
Co było dla mnie bardzo trudne w momencie kiedy uświadomiłem sobie w czym tkwię/tkwimy razem. To czy mam powiedzieć jej prawdę!? Widziałem codziennie jak to wpływa na nią i na nasz związek. Jak pogarszała się jej samoocena i samopoczucie. Jak często sprawiamłem jej przykrość. I nie mogłem powiedzieć dlaczego tak jest. Zwalałem to często na inne sprawy. Swoją walkę rozpocząłem sam. Miałem nadzieję że po kilku miesiącach zacznie się poprawiać między nami i wszystko bez rozgrzebywania wróci do wspaniałej normy. Jednak to jak bardzo się od siebie oddaliliśmy. Jak strasznie pogorszyły się nasze relacje na wszelkich poziomach. I to jak ciężko było mi przez te pięć miesięcy samotnej walki, która dodatkowo w niezrozumiały dla niej sposób miała różne negatywne skutki (jazdy nastrojów itp.) To wszystko skumulowało się i właśnie dzisiaj po 5 miesiącach. Przyznałem się do wszystkiego! Nie byłem w stanie patrzeć na to jaki ciężar spadał na nią. Sam też bardzo ciężko znosiłem ten czas, boksując się ze sobą w tajemnicy. Kocham ją, nie zacząłem odywku tylko dla siebie. To nasz związek mnie do tego zmotywował. Nie wiem co będzie dalej? Jak to wszystko się ułoży? Dalej trwam w czystości i wiem że to jest jedyna droga.
Mam nadzieję, że moje słowa będą wskazówkami dla innych, którzy są w podobnej sytuacji i być może pomogą wam podjąć dobre decyzje. Wydaje mi się że nawet te trudne i z pozoru ciężkie decyzje mogą być w przyszłości dobre. Nie ma nic gorszego niż udawanie przed sobą i innymi. Zacząłem w miarę luźno, kończę patetycznie, ale w sumie czemu nie? Tak na pytanie odpowiedział rysownik Marek Raczkowski w pewnym wywiadzie na temat swojego odwyku:
-Zrobiłeś się jakiś taki... poważny?
- Poważniejszy, ale nie poważny. Bo bycie na odwyku to jest poważny temat. Trzeba być poważnym. Humor mam ten sam, ale mniej się nim chyba cieszę.
Oczywiście możesz udostępnić moją wypowiedź. Super jeżeli komuś to pomoże.
Pozdrawiam
Jestem ciekaw jej reakcji i jak to znosi, 5 miesięcy? Z pewnością coś podejrzewała. Lepiej oczywiście późno niż w cale i jasne sami na pewnym etapie widzimy że coś jest nie tak. Skoro masz jazdy nastrojów to znaczy że odwyk działa, trzeba jednak uważać na najbliższych, lepiej się wyładować w sporcie. Niestety takie jazdy sprawiają ciężkie stany, ja byłem np bardzo opryskliwy i wszystko mnie wkurzało. Trzymam za was kciuki.