Od bardzo dawna wahałem się, czy opisać problem mojego uzależnienia. Jednak ostatnio poczułem, że nadszedł czas, aby się ujawnić. Ten list ma stanowić swego rodzaju wirtualne zobowiązanie, a jednocześnie oczyszczenie. Nawet w momencie pisania tych słów mam wrażenie, że uchodzi ze mnie całe to napięcie związane z tym ile ten syf – innego słowa nie jestem w stanie użyć – zniszczył w moim życiu.
Obecnie mam 22 lata, żadnej wizji przyszłości przed sobą i masę rzeczy do wyprostowania. Nie mam dziewczyny, chociaż mogłem mieć w swoim dotychczasowym życiu wiele, każdą wspanialszą i ładniejszą, nie mam wykształcenia, choć byłem bardzo dobrym studentem. Na wszystko to wpłynęło uzależnienie. Moja przygoda z porno i masturbacją rozpoczęła się kiedy miałem 13 lat. Niewinne z pozoru przeglądanie zdjęć, kilka płyt pożyczonych od kumpla, które to znalazł u starszego brata – zaczęło się klasycznie do bólu. Niestety, materiały te trafiły na bardzo podatny grunt.
Jestem klasyczną „eurosierotą” - wychowywany przez babcię na wsi, syn panny z dzieckiem, bez jakiegokolwiek męskiego wzorca, bez możliwości zwierzenia się komuś ze swoich problemów, odcięty od doświadczania świata - „nie idź, nie ruszaj, gdzie idziesz?, o której będziesz?”. Ciężko było mi żyć w takiej izolacji, rówieśnicy zazdrościli mi tylko, że w życiu starczyło mi na wszystko i uczyłem się dość dobrze. A etap dojrzewania trwał, bardzo intensywnie. Ja, „odcięty” od świata zewnętrznego, nie mogący doświadczać, zacząłem się zagłębiać w świat internetu i porno Wytworzyłem sobie „drugi obieg”. Niby funkcjonowałem normalnie, do szkoły uczęszczałem normalnie, ale – każdą możliwą chwilę, każdy problem, jakiekolwiek niepowodzenie wyrzucałem z siebie w trakcie masturbacji do porno. Zniszczyłem sobie tym najpiękniejsze lata młodzieńczego życia. Zakochiwałem się w dziewczynach, miałem poczucie, że mam jakąś wartość w ich oczach, czułem i widziałem, że podobam się im, ale nigdy nie potrafiłem zbudować związku. Uciekałem od kobiet, jedyne co czułem to wstyd i ból. Tłumaczyłem sobie: „Łukasz, to normalne, faza dojrzewania, kiedyś wszystko jakoś się ułoży”. A nałóg się umacniał. W świecie porno czułem się jak prawdziwy samiec. To było to! Malutki, chudziutki Łukaszek nie istniał – budził się mocarz! Dopaminowe haje trwały. O poranku film na smartfonie, po południu dwa na laptopie i tak z tygodnia na tydzień. Zdarzały się jedno-dwu dniowe przerwy. A ja dalej uważałem, że wszystko jest ok, że w moim wieku to normalne. Zakończyła się szkoła średnia, podjąłem decyzję o nie podejmowaniu studiów od razu, wyjechałem za granicę. Dało znać o sobie moje odizolowanie i obniżone poczucie własnej wartości i może, ale bardzo słabo – tęsknota za matką. Uzależnienie delikatnie się uspokoiło, praca nie dawała możliwości „płynięcia z prądem rzeki PMO”. Rok później postanowiłem rozpocząć studia. Stancja ze znajomymi – może tu się uda „walka”? Błąd. Dalej trwał drugi obieg z „niby-normalnością” w tle. A na uczelni – raj. Setki, jeżeli nie tysiące pięknych dziewczyn, wysokie, niskie, brunetki, blondynki. A Łukanio? Nic. Szara bariera, każda z nich w moich oczach wydawała się być „mięsem”, do każdej z nich byłem w stanie znaleźć substytut w świecie porno. Jednej sytuacji nie zapomnę do końca życia – zimowy poranek, ja wsiadam do autobusu. A tam – najcudowniejsza z cudownych, anioł. Jej spojrzenie… Nigdy nie widziałem cudowniejszych oczu. Wymiana spojrzeń i myśl w głowie „Boże, to może być ta jedyna, cud, dar...”. Bum. Ściana. Wstyd. Szambo. Nic nie potrafiłem z tym zrobić… Widziałem ją jeszcze kilka razy, co ciekawe – nie miała substytutu. Jednak jak za każdym razem to samo. Ściana. Wstyd. Ból. Kolejny dopaminowy haj… „Łikendzik rozkoszy”. Żyłem tak z dnia na dzień, wciąż to samo, w tygodniu zero, w weekend zamiast ruszać na imprezy, szukać dziewczyny, cieszyć się z życia – haj. A dysonans się powiększał, sygnały z otoczenia sugerowały, że chyba jest jednak coś nie tak. Świąteczne życzenia w stylu „Łukasz, życzę Ci fajnej żony. Kiedy przyprowadzisz dziewczynę?”. Spotkanie z najlepszym kumplem „Stary, a wiesz, że ten i ten to planują już wesela, któryś tam zaczyna budować dom. Na nas nie długo też przyjdzie czas.”. Odpowiedziałem zdawkowo, a w głowie miałem tylko „Ja nie będę potrafił – jestem uzależniony”.
Jestem klasyczną „eurosierotą” - wychowywany przez babcię na wsi, syn panny z dzieckiem, bez jakiegokolwiek męskiego wzorca, bez możliwości zwierzenia się komuś ze swoich problemów, odcięty od doświadczania świata - „nie idź, nie ruszaj, gdzie idziesz?, o której będziesz?”. Ciężko było mi żyć w takiej izolacji, rówieśnicy zazdrościli mi tylko, że w życiu starczyło mi na wszystko i uczyłem się dość dobrze. A etap dojrzewania trwał, bardzo intensywnie. Ja, „odcięty” od świata zewnętrznego, nie mogący doświadczać, zacząłem się zagłębiać w świat internetu i porno Wytworzyłem sobie „drugi obieg”. Niby funkcjonowałem normalnie, do szkoły uczęszczałem normalnie, ale – każdą możliwą chwilę, każdy problem, jakiekolwiek niepowodzenie wyrzucałem z siebie w trakcie masturbacji do porno. Zniszczyłem sobie tym najpiękniejsze lata młodzieńczego życia. Zakochiwałem się w dziewczynach, miałem poczucie, że mam jakąś wartość w ich oczach, czułem i widziałem, że podobam się im, ale nigdy nie potrafiłem zbudować związku. Uciekałem od kobiet, jedyne co czułem to wstyd i ból. Tłumaczyłem sobie: „Łukasz, to normalne, faza dojrzewania, kiedyś wszystko jakoś się ułoży”. A nałóg się umacniał. W świecie porno czułem się jak prawdziwy samiec. To było to! Malutki, chudziutki Łukaszek nie istniał – budził się mocarz! Dopaminowe haje trwały. O poranku film na smartfonie, po południu dwa na laptopie i tak z tygodnia na tydzień. Zdarzały się jedno-dwu dniowe przerwy. A ja dalej uważałem, że wszystko jest ok, że w moim wieku to normalne. Zakończyła się szkoła średnia, podjąłem decyzję o nie podejmowaniu studiów od razu, wyjechałem za granicę. Dało znać o sobie moje odizolowanie i obniżone poczucie własnej wartości i może, ale bardzo słabo – tęsknota za matką. Uzależnienie delikatnie się uspokoiło, praca nie dawała możliwości „płynięcia z prądem rzeki PMO”. Rok później postanowiłem rozpocząć studia. Stancja ze znajomymi – może tu się uda „walka”? Błąd. Dalej trwał drugi obieg z „niby-normalnością” w tle. A na uczelni – raj. Setki, jeżeli nie tysiące pięknych dziewczyn, wysokie, niskie, brunetki, blondynki. A Łukanio? Nic. Szara bariera, każda z nich w moich oczach wydawała się być „mięsem”, do każdej z nich byłem w stanie znaleźć substytut w świecie porno. Jednej sytuacji nie zapomnę do końca życia – zimowy poranek, ja wsiadam do autobusu. A tam – najcudowniejsza z cudownych, anioł. Jej spojrzenie… Nigdy nie widziałem cudowniejszych oczu. Wymiana spojrzeń i myśl w głowie „Boże, to może być ta jedyna, cud, dar...”. Bum. Ściana. Wstyd. Szambo. Nic nie potrafiłem z tym zrobić… Widziałem ją jeszcze kilka razy, co ciekawe – nie miała substytutu. Jednak jak za każdym razem to samo. Ściana. Wstyd. Ból. Kolejny dopaminowy haj… „Łikendzik rozkoszy”. Żyłem tak z dnia na dzień, wciąż to samo, w tygodniu zero, w weekend zamiast ruszać na imprezy, szukać dziewczyny, cieszyć się z życia – haj. A dysonans się powiększał, sygnały z otoczenia sugerowały, że chyba jest jednak coś nie tak. Świąteczne życzenia w stylu „Łukasz, życzę Ci fajnej żony. Kiedy przyprowadzisz dziewczynę?”. Spotkanie z najlepszym kumplem „Stary, a wiesz, że ten i ten to planują już wesela, któryś tam zaczyna budować dom. Na nas nie długo też przyjdzie czas.”. Odpowiedziałem zdawkowo, a w głowie miałem tylko „Ja nie będę potrafił – jestem uzależniony”.
Rok 2016. Czas dla mnie przełomowy. Najgorszy i jednocześnie najlepszy. Walka jest trudna, łamałem się wielokrotnie. Rekordowy Challenge trwał 55 dni, zdarzały się 20-25 dniowe. Niestety przeplatane krótszymi i dłuższymi cugami, ale już nie tak intensywnymi jak kiedyś. Cudowne chwile - „Łukasz, ale się zmieniłeś, nie poznaje Cię, tak świetnie wyglądasz.” - przeplatane tymi najgorszymi - „Dlaczego rzucasz studia?”. Z perspektywy odwyku, decyzja o rzuceniu studiów była niesłuszna, bo odciąłem się od środowiska pełnego ludzi, otoczenia, które mogło stanowić „szczepionkę na PMO”. Z drugiej jednak strony ból był silniejszy, nie byłem gotowy cieszyć się ludźmi, bawić się, żyć, zdobywać, doświadczać. Muszę się tego uczyć powoli, bez ciśnień i bólu, bez powrotów do „drugiego obiegu”. Teraz nadszedł czas zobowiązania, wirtualnego w tym liście, ale prawdziwego w moim życiu postanowienia – chcę z całych sił dokończyć dzieła i raz na zawsze skończyć z pornografią i masturbacją do niej. Przestaję na to patrzeć w kategoriach walki, a zaczynam nazywać to oczyszczeniem. Chcę spełnić swoje marzenie – widzę to w mojej wyobraźni – normalny zwykły dom, nie żadna tam fajansiarska willa, dziadkowaty kombiak na podjeździe, no i ja, mąż żonie, ojciec dzieciom, wreszcie zadowolony z życia. Żeby to osiągnąć chce podołać narzuconemu sobie wyzwaniu. Czy się uda? Mocno wierzę, że tak. Najważniejsze jest dla mnie to, że podjąłem się odwykowi.
Na zakończenie tego listu chciałbym Tobie Danielu bardzo mocno podziękować za to, że stworzyłeś tego bloga. Bez niego, bez ruchu NoFap nie uświadomił bym sobie tego, że mam problem, albo szukał bym innego, żyjąc w nieświadomości. Dziękuję.
Łukasz nie miej żalu do siebie, dziadków , matki czy ojca którego nie miałeś, wybacz sobie. Dokładnie to pierwszy krok by to ogarnąć bo widzę, że tylko uciekasz. Wiesz co będzie na końcu jak uciekniesz od wszystkiego? Pustka i tak Cię ściśnie, że zaczniesz żałować że spaliłeś wszystkie mosty. Doceń dziadków i siebie, pogódź się że masz taki start a nie inny, jest ciężki, tak, ale jak ogarniesz uzależnienie zaczniesz to prostować. Druga sprawa, idź na studia, pomyśl o technicznym kierunku bo później jest łatwiej. Będzie ciężko, ale zamiast uciekać, zatrzymaj się, wybacz sobie oraz świadomie buduj dla siebie, zacznij się cieszyć też z małych rzeczy i sukcesów. Wiem co piszę.
Łukasz nie miej żalu do siebie, dziadków , matki czy ojca którego nie miałeś, wybacz sobie. Dokładnie to pierwszy krok by to ogarnąć bo widzę, że tylko uciekasz. Wiesz co będzie na końcu jak uciekniesz od wszystkiego? Pustka i tak Cię ściśnie, że zaczniesz żałować że spaliłeś wszystkie mosty. Doceń dziadków i siebie, pogódź się że masz taki start a nie inny, jest ciężki, tak, ale jak ogarniesz uzależnienie zaczniesz to prostować. Druga sprawa, idź na studia, pomyśl o technicznym kierunku bo później jest łatwiej. Będzie ciężko, ale zamiast uciekać, zatrzymaj się, wybacz sobie oraz świadomie buduj dla siebie, zacznij się cieszyć też z małych rzeczy i sukcesów. Wiem co piszę.
Czytając ten list mam wrażenie jakbym sam go napisał. Większość się zgadza w 80%. Różnica taka,że ja jeszcze studiów(drugi stopień na szczęście) nie rzuciłem, a mam na to wielką ochotę ostatnio. Daniel ma racje, ucieczka nic tu nie zmieni. Błędnie sobie tłumaczyłem, że mój powrót do uzależnienia związany był stresem spowodowanym kolejną sesją poprawkową. Wiele razy obiecałem sobie, że wezmę się w garść jak mężczyzna-teraz chciałbym napisać to samo.
OdpowiedzUsuńAndrzej