Info

FAQ oraz Opis odwyku od porno krok po kroku dla początkujących znajduje się tu: http://nadopaminie.blogspot.com/2014/05/100-post-odwyk-krok-po-kroku-dla.html

środa, 27 listopada 2013

List od czytelnika czlowiek.ktorego.nie.ma opisuje swój sukces w walce z nałogiem

    Za zgodą czytelnika czlowiek.ktorego.nie.ma  zamieszczam jego email.  Pragnę poinformować, że szanuję anonimowość swoją jak i moich czytelników, zawsze pytam czy mogę wykorzystać cytaty czy też treści ich emaili. Nigdy nie podaje ich danych czy szczegółów (imiona z czapy), które w jakiś sposób mogą ich zdradzić. Mój email to wykopamaporn@gmail.com , jest też formularz po prawej z którego można skorzystać. Publikowanie maili ułatwia mi prowadzenie bloga jak również pokazuje, że problem fapania nie jest jakimś moim wymysłem.


Cześć!
Mam 25 lat.
Chciałbym się podzielić swoją historią walki z PMO, zabrać głos publicznie, aczkolwiek anonimowo, abym miał więcej siły porozmawiać o moim problemie z przyjacielem, już w realu, do czego na razie nie mam odwagi, ponieważ powstrzymuje mnie wstyd.
Mój koszmar z P zaczął się na poważnie, jak żeby inaczej, jak tylko podłączono mój komputer do Internetu, tj. w r. 2009; wcześniej tylko sporadycznie – jakieś P od kolegów na płytach CD lub cokolwiek innego, co dorwałem w swoje ręce. Oczywiście uległem fascynacji, bo wydawało mi się, że to bardzo przyjemna rozrywka, bez negatywnych konsekwencji. W końcu fajnie było zwalić sobie przed kompem. Z czasem oglądałem coraz więcej, coraz dłużej, aż doszedłem do średniej ok. 2 godzin dziennie, choć rekordowa sesja miała ze cztery godziny. Nigdy nie mogłem skończyć o założonej godzinie. Przestawałem dopiero jak już mnie jądra od nadmiaru nasienia bolały. Do następnej sesji, następnego dnia. I tak w kółko. W końcu zaczęła mnie przerażać ilość czasu, jaki na tym marnowałem, co było dowodem, że jestem zniewolony, nie potrafię przestać, nie mam siły.
P było też dla mnie „lekiem” na wszystkie problemy – dawką dopaminy z PMO kompensowałem sobie nieśmiałość, stres, problemy w nawiązywaniu przyjaźni, brak dziewczyny, zmęczenie itp. Po prostu gdy tylko czułem się źle, to oglądałem i waliłem. Chyba nie muszę dodawać, że PMO w najmniejszym stopniu nie rozwiązywało tych problemów, lecz je jeszcze potęgowało. Unikałem kontaktu z ludźmi. Choć parę osób stwierdziło, że jestem sympatyczny, to ja ogólnie rzecz biorąc, wolałem zamykać się w swoim pokoju i grać na kompie lub fapać, jak jakiś „dzikus”.  Naturalne pragnienia akceptacji, miłości nie mogły być w taki sposób zaspokojone, więc wracałem do mojego „poprawiacza humoru”. I tak stworzyłem dla siebie błędne koło, z którego nie mogłem się wydostać. Co prawda w 2011 r. przestałem oglądać, ale zaledwie na parę tygodni. Teraz już wiem, że ta próba okazała się nieudaną, ponieważ w dalszym ciągu fantazjowałem i waliłem.
Ten rok, 2013, jest przełomowy dla mojego życia. Zrodziło się we mnie pragnienie bycia dojrzałym mężczyzną, rzetelnym człowiekiem, który realizuje swoje marzenia, plany i pragnienia, a nie ucieka od dorosłego życia w świat PMO i gier wideo. W sumie wiek 25 lat to najwyższa pora na zerwanie z dzieciństwem i wzięcie się w garść. Dużo mi dała pierwsza stała posada w pewnej firmie. Praca bardzo ciężka, wymagająca fizycznie i psychicznie, aczkolwiek kształtująca charakter – musiałem nauczyć się pilności, pracowitości, obowiązkowości, współpracy z ludźmi.  Zmieniło mnie to i dodało wiary, że jestem w stanie walczyć z przeciwnościami.
W tym czasie zrozumiałem, że jeśli chcę być szczęśliwy, to muszę włożyć jeszcze więcej wysiłku w zmianę całego siebie. Dotarło do mnie, że nigdy nie pozbędę się nieśmiałości, braku pewności siebie, nigdy nie stworzę udanego związku z kobietą, jeśli nie skończę z PMO. Przeczytałem książkę Philipa Zimbardo „Demise of guys” i ona otworzyła mi oczy, przeraziła mnie dogłębnie, ponieważ uświadomiłem sobie, że jest ze mną nawet gorzej niż przypuszczałem. To było moje „zderzenie ze ścianą”. O książce tej wspomniałeś Ty, na swoim blogu, który to jest dla mnie równie cenny, gdyż okazał się bezpośrednim impulsem do skończenia z PMO. Był taką iskrą dla beczki prochu, gdzie iskra to twój wpis na Wykopie, a proch to powstałe we mnie już wcześniej pragnienia naprawy swojego życia. Szczerze mówiąc, na początku byłem trochę zaskoczony, że tak dużo czasu poświęca się kwestii samorozwoju jako sposobowi na przezwyciężenie PMO, a nie kwestiom technicznym, jak walczyć z uzależnieniem bezpośrednio, ale już dobrze rozumiem dlaczego tak jest.
Nie oglądam więc P od końca sierpnia. Absolutne zero P od tamtego czasu. Jestem z siebie dumny. Nawet nie ciągnie mnie do P, bo po zrozumieniu, czego ono mnie pozbawiło, znienawidziłem je. Nie ma opcji powrotu do P. Odczuwam motywujący gniew.
Drastycznie ograniczyłem M – z 1-2 razy dziennie do 1-2 razy tygodniowo. To też dla mnie powód do dumy. Najdłużej udało mi się wytrzymać 15 dni bez M. Jednak na tym polu mam jeszcze wiele do poprawy. Muszę z tym skończyć absolutnie. Niestety, parę razy też fantazjowałem przy M. Chęć M ogarnia mnie zwłaszcza, gdy jestem słaby fizycznie, zaspany, po prostu budzę się w nocy i zaczynam walić. To było jak odruch, nawet nie miałem czasu się zastanowić nad tym, co robię. Zmysły przejęły nade mną kontrolę, a o silnej woli to nawet nie było co wspominać w takim momencie. Nie ma woli jak umysł śpi. Myślę, że mój problem w tej kwestii polega na tym, że podchodziłem do walki z M zbyt ogólnie. OK, mam silną wolę, postanowienie, że tego nie zrobię znowu, ale jak nad sobą zapanować w tym jednym krótkim momencie, gdy nachodzi cię podniecenie, bezpośrednio przed M? Muszę poświęcić więcej uwagi temu zagadnieniu na yourbrainonporn.com i wprowadzić te rady w czyn.
Na koniec najważniejsze: Czy widzę korzyści zerwania z PMO?
Tak! Czuję się jak prawdziwy facet – jestem z siebie dumny, że wytrwale i konsekwentnie zmierzam do ustalonego celu pomimo przeciwności. I odnoszę w tym sukcesy. Jestem bardziej pewny siebie, patrzę ludziom w oczy, zaczynam dostrzegać swoją prawdziwą wartość. Nawiązuję przyjaźnie. Chwalę ludzi nawet za małe rzeczy. Szukam dobrych elementów u innych nawet jak coś mi się nie podoba. Dążę i jak najlepiej wykorzystuję każdą chwilę z innymi ludźmi. Czuję, że jestem bardziej lubiany, mimo że częściej mówię „nie” i w pierwszej kolejności stawiam zaspokojenie własnych potrzeb („No More Mr. Nice Guy”), szczególnie w pracy. Nie boję się własnych potrzeb. Nie jestem jednak egoistą jak wcześniej.  Nie jestem już tak przygnębiony i załamany. Nie poddaję się negatywnym emocjom, ale z nimi konstruktywnie walczę poprzez spacery na dworze (dużo i często – pomaga, uwierzcie mi) i spotkania z przyjaciółmi, naukę tańca (24hoursofhappy.com – to jest prawdziwy Poprawiacz Humoru, zajrzyjcie koniecznie!). Stałem się bardziej towarzyski. Zacząłem dostrzegać, że podobam się dziewczynom i już się tego nie boję. Nie onieśmiela mnie to. Co więcej, pragnę mieć jak najwięcej kontaktu z płcią przeciwną. Nie chodzi o seks, ale o nawiązanie więzi, też tej zwykłej, towarzyskiej. Aczkolwiek czuję, że mój mózg zrozumiał, iż zaspokojenie pewnych fizycznych potrzeb jest możliwe tylko z kobietą. Dlatego zaczynam akceptować swój popęd seksualny i staram się go wykorzystywać, jako źródło energii do działania, a nie coś, czego się muszę wstydzić i bać. Kobiety stały się dla mnie ludźmi z osobowością i emocjami, a nie kawałkiem mięsa do seksu (nie ukrywam jednak, że dalej jestem wrażliwy na pewne bodźce i muszę trzymać na wodzy oczy i pilnować swoich myśli).
Moim nadrzędnym celem jest właśnie stworzenie udanego związku. Chcę sobie udowodnić, że dojrzałem do tego, aby założyć rodzinę, że mogę dawać szczęście też innej osobie.
Skończyłem z grami komputerowymi. Sam w to nie wierzę. A zwłaszcza z tymi, które wyzwalały we mnie agresję i frustrację. Nawet nie chce mi się grać w „pokojowe” gry, typu wyścigi, futbol itp. Zawsze uważałem, że to właśnie przez gry stoję w miejscu. Kiedyś nawet sobie uświadomiłem, że z dwóch rzeczy, które mnie powstrzymują przed rozwojem emocjonalnym, czyli P i gry, to właśnie gry mają bardziej negatywny wpływ. Przy czym nie mam na myśli przemocy w nich zawartej, ale katastrofalne oddziaływanie na psychikę młodego człowieka w gruncie rzeczy bezwartościowej rozrywki, a w szczególności ogromu czasu spędzanego w izolacji. A było to jeszcze przed przeczytaniem „Demise of Guys”. Teraz już wiem, że gry i P lubią iść w parze i „ryją banię” w sposób niesamowity. Moją „zryły”, ale teraz jest rekultywacja ;-] i powrót do normalności.
 Moja walka, choć odnoszę niewątpliwe sukcesy, nadal trwa. W każdej z omówionych dziedzin jest jeszcze coś do poprawy. Jednak skupiam się na pozytywach i idę do przodu. Zawsze i pomimo wszystko. Bo naprawdę ma to sens.
„I am bigger than this”.



   Moje gratulacje, po pierwsze zobaczyłeś swój problem i z sukcesami wychodzisz z nałogu, szczególnie cieszy mnie że widzisz pozytywne efekty na swoje życie jak również twoje otoczenie inaczej cię postrzega. Odnośnie gier i porno to jest prawda to błędne koło odciągające nas od normalnego życia, rozrywka, która z czasem staje się toksyczna i zabiera nam coraz więcej czasu oraz energii. Odnośnie potrzeby akceptacji i miłości, jest to chyba jedna z ważniejszych przyczyn dlaczego wielu z nas rozpoczyna odwyk, nie da się żyć bez drugiej osoby, ale z pewnością bagaż w postaci nałogu do porno zawsze wychodzi źle dla związku.
  Mam nadzieję że twoja historia zainspiruje inne osoby i duże podziękowania za rady jak i za całą formę listu, jest świetnie napisany.

1 komentarz:

  1. Muszę Ci pogratulować, bardzo konkretnie prowadzony blog o bardzo poważnym temacie jakim jest nałóg pornografii i masturbacji i jakie spustoszenie wywołuje w głowie ale i w ciele uzależnionego. Fajnie, że podchodzisz do tematu uzależnienia bez biczowania się grzechem i wstydem przed kościołem. Stowarzyszenia typu SA PL moim zdaniem za bardzo skupiają się na piętnowaniu osoby uzależnionej grzechem którego się dopuścił robiąc z niego przestępcę seksualnego typu pedofil czy gwałciciela. Na Twoim blogu tego nie ma, za to jest prosty sposób jak z tego błędnego koła wyjść: zerwać z nałogiem bezwarunkowo, bez ustępstw. W tej walce inaczej niż w życiu nie ma wielu kolorów, jest tylko biały i czarny. Wychodzisz z nałogu i jesteś wolnym, samodzielnym dorosłym człowiekiem, albo zostajesz i tak naprawdę "sam nie wiesz kim jesteś"-ja nie wiedziałem przez 12 lat, przez tyle lat nie poznawałem osoby która stoi naprzeciw mnie przeglądając się w lustrze, ta choroba zabrała mi 12 lat i nic nie dała. Teraz jestem wolny i życzę każdemu żeby odnalazł siebie po drugiej stronie lustra.

    OdpowiedzUsuń

Pamiętaj że możesz komentować anonimowo, zaznacz opcje anonimowy.